Zazwyczaj loty kupuję z 2-3 miesięcznym wyprzedzeniem. Tym razem jednak było inaczej i podróż na Lanzarote zaplanowałam pół roku wcześniej. Właśnie wtedy - w marcu - zauważyłam, że pojawiły się loty na wrzesień z Poznania do Madrytu i z powrotem za łącznie 216 zł. Jak na bezpośrednie połączenie z Poznania, w dodatku w środku sezonu, to świetna okazja. Trochę posprawdzałam, gdzie można by lecieć dalej z Madrytu i wybór padł na Lanzarote. Zupełnie nie planowałam, że odwiedzę w tym roku Wyspy Kanaryjskie. Raczej myślałam o jakiejś wycieczce z biura podróży, typu Egipt, Turcja... A tu Ryanair sprawił mi taką niespodziankę, aż żal byłoby nie skorzystać. Za wszystkie 4 loty za osobę zapłaciliśmy ok. 440 zł. Jak na wrzesień, uważam, że to niezła cena.
A więc tak: 10 września o 20.20 wylecieliśmy do Madrytu, na miejscu byliśmy przed północą. Następny samolot - z Madrytu na Lanzarote mieliśmy o 7.35. Nie warto, więc było rezerwować noclegu na te parę godzin, więc tę jedną nockę spędziliśmy na lotnisku Barajas wśród setek innych podróżnych. Niestety lotnisko jest totalnie "anty-spaniowe". Na terminalu 1 nie ma nawet żadnej ławeczki. Ludzie śpią porozkładani na podłodze. My tę noc spędziliśmy w hali przylotów, bo tam przynajmniej można było gdzie usiąść.
Na Lanzarote wylądowaliśmy o 9.20 (po cofnięciu zegarków). Z lotniska do hotelu dostaliśmy się korzystając z transferu Last Minute. Mieszkaliśmy w Puerto del Carmen, w hotelu Los Hibiscos. Za 3-osobowy apartament za 8 nocy zapłaciliśmy 256 €, czyli za osobę za noc zaledwie 10 €!! A warunki były naprawdę znakomite. Apartament bardzo duży, świeżo po remoncie, nowiutkie wyposażenie aneksu kuchennego. W dodatku hotel ma znakomitą lokalizację. Znajduje się w samym centrum Puerto del Carmen, około 100 m od deptaku i głównej plaży. Na przeciwko hotelu są dwa tanie supermarkety Spar oraz wypożyczalnia samochodów. Jednym słowem - lepiej wybrać nie mogliśmy.
Hotel Los Hibiscos:
Wejście do naszego apartamentu:
W apartamencie:
Przy basenie:
Drzewko rosnące przy wejściu do naszego apartamentu:
Plaże na Lanzarote nie mają jasnego piasku, ale są niezwykle urocze. Dwie, które znajdowały się najbliżej naszego hotelu to Playa Grande - główna, duża plaża oraz Playa Chica, która znajduje się wśród czarnych skał.
Uliczka, którą szliśmy na plażę:
Playa Grande:
Kąpiel w Oceanie Atlantyckim:
Przy Playa Chica:
Jednego wieczoru zrobiliśmy sobie spacer na plażę, znajdującą się dalej - Playa de los Pocillos. Jest to baaardzo szeroka plaża, z której można obserwować podchodzące do lądowania samoloty.
Playa de los Pocilloss:
Pierwsze 4 dni przeznaczyliśmy na odpoczynek, natomiast następne 4 na zwiedzanie. Jeszcze będąc w Polsce zamówiliśmy samochód w wypożyczalni Cabrera Medina od 15 do 19 września. Dzięki temu, ostatniego dnia sami przetransferowaliśmy się na lotnisko i tam oddaliśmy samochód. Za Opla Astrę na 4 dni zapłaciliśmy 91 €. Paliwo wyniosło nas 35 € (ale naprawdę bardzo dużo jeździliśmy) Pierwszego dnia wybraliśmy się na północ wyspy. Najpierw zwiedziliśmy miejscowość Haria. Niskie białe domki wśród palm wyglądają niesamowicie.
Haria:
Następnie udaliśmy się na punkt widokowy Mirador del Rio. To miejsce gdzie niebo łączy się z oceanem. Ach, aż dech zapiera w piersiach. Zdecydowanie nie warto płacić za wstęp na taras widokowy, ponieważ już przy drodze mamy takie widoki:
Mirador del Rio:
Dalej pojechaliśmy do Jameos del Agua (wstęp 8 €). Jest to zespół połączonych grot, po przejściu których naszym oczom ukazuje się widok niczym z widokówki - błękitne oczko wodne, nad którym pochyla się palma.
Jameos del Agua:
Następnie pojechaliśmy do ogrodu kaktusów Jardin de Cactus (5 €):
Następnego dnia rano pojechaliśmy do portu w Playa Blanca kupić bilety na rejs na Fuerteventurę. Stamtąd na plażę Papagayo (3 € za samochód).
Plaża Papagayo:
Później pojechaliśmy do Parku Narodowego Timanfaya (8€). Jest to niesamowite miejsce. Takiego wulkanicznego krajobrazu nie zobaczycie nigdzie indziej. Park można zwiedzać na dwa sposoby: podczas przejażdżki na wielbłądach (12€) lub autobusem. Wycieczka autobusowa nazywa się Ruta de los Volcanes i jest już wliczona w cenę wstępu do Parku Timanfaya. My zdecydowaliśmy się właśnie na tę opcję i nie żałujemy, ponieważ widoki były niesamowite. Autobus jechał po wąskich dróżkach wijących się wokół wulkanów, nie rzadko nad stromymi przepaściami.
Park Narodowy Timanfaya:
Po zwiedzaniu parku, na koniec dnia, pojechaliśmy do El Golfo zobaczyć słynne zielone jeziorko Charco delos Clicos:
Kolejnego dnia wybraliśmy się promem Naviera Armas na drugą wyspę - Fuerteventurę. Zabraliśmy ze sobą samochód. Obie wyspy bardzo się od siebie różnią. Na Lanzarote przeważają plaże z ciemnym piaskiem, natomiast na Fuercie z białym. Niesamowite są wydmy ciągnące się przez ponad 10 km w Parque Natural Dunas de Corralejo. Pojechaliśmy na plażę Sotavento i tam... niestety wielkie rozczarowanie. Owszem, piękna plaża, ocean w kolorze akwamaryny, ale do tego huraganowy wiatr, który zasypywał oczy, uszy i nie pozwolił nawet rozłożyć koca, no i wszechobecni nudyści. Zabudowa Fuerty również taka bez wyrazu, domki, szeregowce takie jak wszędzie, bez porównania z Lanzarote. Niestety ogólnie Fuerteventura mnie nie zachwyciła. Lanzarote jest o wiele ciekawsza.
Port w Playa Blanca:
Prom Naviera Armas:
Wjazd samochodem na prom:
Na promie:
Niekończące się, białe wydmy w Parku Dunas de Corralejo:
Plaża Sotavento na Fuerteventurze:
W niedzielę pojechaliśmy na targ w Teguise. Oczywiście kobiety nie wróciły z pustymi rękami.
W poniedziałek rano zapakowaliśmy walizki do samochodu i udaliśmy się na lotnisko. Żal było odjeżdżać i jak się potem okazało Lanzarote też nie chciało się z nami żegnać. Na lotnisku zwróciliśmy samochód. Nie było żadnych problemów, mimo, że auto oddaliśmy bez lusterka, bo ktoś w nocy nam je urwał. Pracownik wypożyczalni tylko zapytał czy jest pół baku paliwa i tyle.
Kształt wyspy Lanzarote:
Drogi na Lanzarote prowadzą wśród palm:
lub wokół wulkanów:
Na lotnisku na Lanzarote:
Widok z okna samolotu - zachód słońca:
DATA PODRÓŻY: 10-19.09.2011