poniedziałek, 23 maja 2011

Barcelona po raz 2 - Hiszpania 2011

Długo nie musiałam czekać, aby znów odwiedzić Barcelonę. Zaledwie 7 miesięcy. Po pierwszej wizycie obiecałam sobie, że muszę znów tam polecieć i udało się. Byłam w Barcelonie od 18 do 22 maja 2011. Tym razem pogoda była prawdziwie letnia, temperatura przekraczała 30 stopni. Nie mogliśmy więc odmówić sobie kąpieli w morzu i opalania. Powrót do Polski mieliśmy dopiero o 20.45, więc cały ostatni dzień spędziliśmy na plaży.
Tym razem przylot i odlot mieliśmy z głównego lotniska Barcelony, czyli El Prat. Odpadał, więc koszt dojazdu z Girony. Za dojazd do centrum Barcelony z El Prat płaciliśmy jedynie kilkadziesiąt centów (korzystaliśmy z T-10).
Cała podróż wyglądała tak: Wrocław - Bruksela/Charleroi - Barcelona (oba loty Ryanair) - 56 zł
powrót już bez przesiadki: Barcelona - Poznań (Wizz Air) - 100 zł
Co prawda dojazd do Wrocławia był sporym poświęceniem (ok. 250 km), ale czego się nie robi, aby polecieć na drugi koniec Europy za 56 zł;-) Niestety nie obyło się bez nerwów. Pociąg, którym jechaliśmy z Poznania do Wrocławia, popsuł się 30 km przed Wrocławiem. Ponad godzinę staliśmy w polu. Nerwy były ogromne. Na szczęście udało nam się dotrzeć na lotnisko w ostatniej chwili - równe 5 min. przed zamknięciem bramki.

Lotnisko Bruksela-Charleroi:

Mieszkaliśmy w dwóch hotelach. Pierwszą noc spędziliśmy w hotelu Neutral, ponieważ znajduje się on ok. 200 m od stacji Passeig de Gracia (na tej stacji zatrzymują się pociągi z lotniska), a my przylecieliśmy w nocy i chcieliśmy szybko udać się do hotelu. 

W hotelu Neutral:


Potem przenieśliśmy się do Residencii Marti-Codolar. Co prawda ten hotel znajduje się daleko od centrum, ale przecież wszędzie można dojechać metrem. Za to, po całodziennym zwiedzaniu mogliśmy tutaj zrelaksować się w dużym ogrodzie, w ciszy i spokoju. Nie musieliśmy też martwić się o wyżywienie, ponieważ w cenie mieliśmy śniadania i obiadokolacje. Do obiadokolacji codziennie podawana była butelka wina
Pokoje znajdują się w budynku, który przypomina akademik, natomiast posiłki serwowane są w pięknym, zabytkowym budynku.

Ceny noclegów:
hotel Neutral - 100 € nocleg dla 3 osób + śniadania
hotel Residencia Marti-Codolar - 99 € nocleg dla 3 osób + śniadania i obiadokolacje

Residencia Salesiana Marti-Codolar:





Obiadokolacja w hotelowej restauracji:

Pierwszego dnia udaliśmy się na wzgórze Montjuic. Byliśmy tu już wielokrotnie podczas poprzedniego pobytu w Barcelonie (mieszkaliśmy w pobliżu), ale podziwiać stąd można taki wspaniały widok, że nie mogliśmy odmówić sobie, aby zobaczyć go po raz kolejny. Po za tym była z nami osoba, dla której była to pierwsza wizyta w Barcelonie, dlatego niektóre punkty "must see", musieliśmy powtórzyć. Okazało się, że główne wejścia na taras widokowy przy Pałacu Narodowym są zamknięte, ponieważ u jego podnóża odbywała się wystawa samochodów. Spotkaliśmy Hiszpana, który wiele lat mieszkał w Polsce i on zaprowadził nas do jakiegoś bocznego wejścia, którego sami nigdy byśmy nie znaleźli. Powiedział strażnikowi, który nas przepuszczał przez bramę, że jesteśmy z kraju Jana Pawła II i udało się wejść. 

Widok z tarasu przy Pałacu Narodowym:

Następnie skierowaliśmy się w kierunku obiektów olimpijskich. Zobaczyliśmy oczywiście Stadion Olimpijski, gdzie zorganizowano ceremonię otwarcia i zamknięcia Igrzysk Olimpijskich w 1992 r. oraz otaczające go kolumny, które mimo, że z wyglądu masywne, poruszają się na wietrze. 

Stadion Olimpjski:


Następnie udaliśmy się na Placa Reial. Były to miejsca, które nie widzieliśmy poprzednio

Placa Reial:

Potem poszliśmy do Starego Portu (Port Vell), miejsca dobrze nam znanego. Spędziliśmy tam miło popołudnie spacerując i opalając się na ławeczce. Później wróciliśmy do hotelu Neutral, aby zabrać bagaże i przenieśliśmy się do Residencii Marti-Codolar.

Port Vell:

Drugi dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania stadionu Camp Nou. Było to moim marzeniem już podczas pierwszej wizyty w Barcelonie, ale wtedy święto narodowe sprawiło, że stadion był zamknięty i musiałam obejść się smakiem. Tym razem musiało się udać. Wstęp na stadion nie jest tani, kosztuje ok. 20 €. Mimo to warto. Oprócz wizyty na trybunach można wejść do szatni zawodników, sali konferencyjnej, zobaczyć stanowiska komentatorskie oraz przejść tunelem, którym piłkarze wychodzą na murawę. Udostępnione jest także klubowe muzeum, w którym zgromadzone są trofea, fotografie i pamiątki. Interaktywny stół prezentuje fragmenty ważnym meczów i najlepsze gole. Posłuchać można hymnu FC Barcelony. Wizytę na stadionie można zakończyć zakupami w sklepie Barcy. 
Stadion FC Barcelony - Camp Nou:





Szatnia zawodników:

Po zwiedzaniu Camp Nou poszliśmy zobaczyć Pałac Królewski (Palau Reial) oraz klasztor Pedralbes. Dziedziniec klasztoru zdobią gotyckie krużganki budynku. Wstęp kosztuje 6 €, ale dwóm osobom z nas udało się wejść za darmo (nie wiem jakim cudem). 

Palau Reial de Pedralbes:

Klasztor Pedralbes:


Następnie metrem pojechaliśmy do stacji Mundet i udaliśmy się do parku Labirynt (Parc del Laberint d'Horta). Jest on najstarszym i jednym z najciekawszych parków w Barcelonie. Park podzielony jest na trzy poziomy. Na najwyższym z nich znajduje się neoklasyczny pawilon. Środkowy poziom dekorują dwie niewielkie świątynie z kopułami podtrzymywanymi przez kolumny toskańskie. Jednak najważniejszy element parku znajduje się na najniższym poziomie. Jest nim labirynt utworzony z przyciętych równo cyprysów. W centrum labiryntu stoi posąg Erosa, symbolizujący beztroską miłość. Warto też wspomnieć, że w parku były kręcone sceny do wielu filmów, m.in. „Pachnidło: Historia Mordercy”. Nasz hotel znajdował się niedaleko Parku Labirynt, więc wróciliśmy pieszo.

Parc del Laberint d'Horta:





Trzeciego dnia zwiedziliśmy bajeczny Park Guella (Parc Guell).

Park Guella:





 Potem pojechaliśmy po raz kolejny zobaczyć Sagradę Familię, która jest symbolem Barcelony mimo, że prace nad ukończeniem świątyni nadal trwają. 

Sagrada Familia:

Następnie zobaczyliśmy kolejne dwa dzieła architekta Antonio Gaudiego: Casa Mila oraz Casa Batllo. Pierwszy dom charakteryzuje się tym, że nie ma oni jednego prostego kąta, natomiast fasada Casa Batllo pokryta jest mozaiką z ceramiki. Ozdobiona została kolumnami przypominającymi kości. Wewnątrz znajdują się kręte schody wyglądające jak szkielet zwierzęcia, stąd nazwa "Dom Kości". 

Casa Mila:

Casa Batllo:

Potem pojechaliśmy do Portu Olimpijskiego, gdzie w 1992 r. podczas IO znajdowała się wioska olimpijska.Obecnie jest to port jachtowy, przy którym zlokalizowanych jest wiele restauracji, barów i lokalów tanecznych. Przy porcie znajdują się dwie plaże: La Barceloneta oraz Nova Icaria.

Port Olimpijski i plaża:




 Następnie nadszedł czas na zakupy i wyczekiwaną wizytę w Primarku. Pojechaliśmy, więc do centrum handlowego Diagonal de Mar. Zakupy tak nas pochłonęły, że... nie zdążyliśmy wrócić do hotelu na kolację! Późnym wieczorem udaliśmy się na plac Placa Catalunya i spacerowaliśmy główną ulicą Barcelony La Rambla. Miasto tętni życiem do późnych godzin nocnych. Miejsca odwiedzone tego dnia, zwiedziliśmy także podczas pierwszej podróży do Barcelony, dlatego nie rozpisuję się na ich temat. Bardziej szczegółowy opis tych atrakcji znajdziecie w mojej poprzedniej relacji.

Placa Catalunya nocą:

Czwarty i zarazem ostatni dzień naszej podróży spędziliśmy na plaży. Pogoda była prawdziwie letnia, więc szkoda byłoby opuścić Barcelonę bez kąpieli w morzu i wypoczynku na plaży.
Po godz. 18 wróciliśmy do hotelu po walizki i metrem, a następnie pociągiem, udaliśmy się na lotnisko. 

Na plaży:




DATA PODRÓŻY: 18-22.05.2011

piątek, 22 października 2010

Barcelona - Hiszpania 2010

W Barcelonie po raz pierwszy byłam w dniach 10-13.10.2010. Mieszkaliśmy w hostelu Bcn Eixample. Jak na hostel przystało, musieliśmy zadowolić się wspólną łazienką i małym pokoikiem, ale myślę, że cena nam to wynagrodziła. Za dobę w pokoju dwuosobowym ze śniadaniem płaciliśmy 35 €, co na Barcelonę jest naprawdę niską ceną. W dodatku hostel znajduje się w samym centrum miasta (ulica Gran Via de les Corts Catalanes), do większości atrakcji turystycznym można dojść pieszo. Do stacji metra Rocafort jest zaledwie kilkadziesiąt metrów.
Hostel Bcn Eixample


Lecieliśmy Ryanairem z Poznania do Girony Barcelony. Bilety udało mi się kupić w promocyjnej cenie 25 zł za osobę w jedną stronę oraz 25 zł powrót. Lotnisko w Gironie oddalone jest od Barcelony o ok. 80 km. Jednak dojazd do Barcelony nie jest problemem. Na tej trasie kursują autobusy firmy Sagales (aktualny rozkład jazdy znajduje się na stronie www.sagales.com). Ich odjazdy są zintegrowane z przylotami Ryanairów, nie musimy więc godzinami koczować na lotnisku tylko od razu udajemy się do autobusu. Podróż trwa ok. 1h i 15 min. Bilet w jedną stronę kosztuje 12 €, ale jeśli od razu zakupimy bilet return (czyli w tę i z powrotem) zapłacimy 21 €, więc jeśli zamierzamy wracać tą samą trasą warto zaopatrzyć się w taki bilet. Autobus dowiezie nas do dworca Nord. Niedaleko znajduje się stacja metra Arc de Triomf, stamtąd metrem możemy dostać się w każdy zakątek Barcelony.

Lotnisko Barcelona-Girona:


Łuk Triumfalny Arc de Triomf:


W pierwszym dniu po przylocie poszliśmy na Placa Catalunya, czyli plac, który jest sercem Barcelony. Można tu spotkać ludzi z całego świata. Placa Catalunya dekorują fontanny oraz awangardowe rzeźby. Swój początek ma tutaj La Rambla - główna aleja spacerowa, która tętni życiem przez całą dobę. Deptak ten ma ok. 2 km i biegnie do pomnika Krzysztofa Kolumba, który znajduje się na nadbrzeżu. La Ramblę tylko krok dzieli od gotyckiej dzielnicy Barri Gotic. Jest to zespół kamiennych budynków usytuowanych przy wąskich uliczkach. Większość uliczek jest wyłączonych z ruchu kołowego. Spacerując po dzielnicy dotarliśmy do Katedry św. Krzyża i św. Eulalii. Katedra posiada ogród w krużganku z palmami, magnoliami, drzewkami pomarańczowymi oraz... gąskami. Przechodząc przez Barii Gotic dotarliśmy do Port Vell. Port można zwiedzać nie tylko pieszo, ale także z powietrza. Wybierając tę opcję należy skorzystać z kolejki linowej kursującej między plażą, a wzgórzem Montjuic. 

Na Placa Catalunya:




Gotycka dzielnica Barri Gotic:


Port Vell:



Następny dzień rozpoczęliśmy od zobaczenia Placa Espanya (Placu Hiszpańskiego), skąd metrem udaliśmy się na zwiedzanie Parku Guella. Park jest dziełem architekta Gaudiego. Ulokowany jest na wzgórzu i zachwyca wymyślnymi formami architektonicznymi. Przy wejściu do parku znajdują się dwie budowle przypominające piernikowe domy z baśni o Jasiu i Małgosi. Z najniżej położonego placu schody prowadzą do Sali Kolumnowej, gdzie kolumny podtrzymują taras widokowy. Na środku schodów znajduje się mozaikowa jaszczurka. Na tarasie znajduje się ławka pokryta ceramiką. Ma ona 150 m i swoim kształtem przypomina falę morską. Z tarasu można podziwiać panoramę Barcelony. 

Na Placa Espanya:

Park Guell:





Potem poszliśmy zobaczyć kolejne dzieła Gaudiego - dom Casa Mila, który nie ma ani jednego prostego kąta oraz bazylikę Sagrada Familia. Świątynia jest jednym z najsłynniejszych i najchętniej odwiedzanych miejsc w mieście. Prace nad jej budową rozpoczęły się 1883 r. i trwają do dzisiaj. Gaudi zaprojektował trzy fasady świątyni, jednak dożył ukończenia jedynie Fasady Narodzena. 

Casa Mila:

Sagrada Familia:

Następnie pojechaliśmy metrem do Portu Olimpijskiego. Jest to port jachtowy stanowiący część wioski olimpijskiej podczas Igrzysk Olimpijskich w 1992 r. Znajdują się tutaj dwa charakterystyczne drapacze chmur. Budynki noszą nazwy Torre Mapfre oraz hotel Arts. Obydwa mierzą 154 m. Przy nadmorskim bulwarze stoi Złota Ryba. Ogromna rzeźba mieni się w słońcu.

Port Olimpic:



Plaża La Barceloneta:


Kolejnego dnia poszliśmy na wzgórze Montjuic. Zobaczyliśmy Pałac Narodowy. Z tarasu widokowego rozpościera się wspaniały widok na Barcelonę. U stóp pałacu znajduje się fontanna Font Magica, która wieczorami zmienia kształty i kolory w rytm muzyki. Niestety podczas naszego pobytu spektakle się nie odbywały, więc nie mogliśmy zobaczyć tego na własne oczy.

Pałac Narodowy na wzgórzu Montjuic:

Widok z tarasu widokowego przy Pałacu:

 Potem pojechaliśmy zwiedzić Camp Nou, czyli stadion, gdzie swoje mecze rozgrywa drużyna FC Barcelona. Był to 12 października, a ten dzień w Barcelonie jest dniem wolnym od pracy (obchodzone jest święto narodowe upamiętniające odkrycie Ameryki przez Kolumba). Gdy zjawiliśmy się pod stadionem okazało się, że jest on już zamknięty. Oprócz nas jeszcze setki innych turystów chciało zwiedzać stadion, a strażnicy powtarzali tylko "mañana, mañana". Niestety mañana my wracaliśmy już do Polski.

Stadion Camp Nou:


Zakochałam się w tym mieście. Niestety nie zdążyłam zwiedzić wszystkiego, co sobie zaplanowałam (niecałe 4 dni to bardzo mało na Barcelonę), dlatego zaraz po powrocie do Polski obiecałam sobie, że w przyszłym roku muszę polecieć tam znowu.

DATA PODRÓŻY: 10-13.10.2010